Quantcast
Channel: miszmasz mój prywatny

5 lat temu

$
0
0
o 18.45 urodził się mój starszy syn.
Po trudnym porodzie skończonym cc.
Tego dnia mój świat stanął i ruszył na nowo - zupełnie inny.
Dziś jest wspaniałym, wrażliwym, piekielnie inteligentnym, mądrym, zabawnym, bardzo sprawnym fizycznie i moim zdaniem przystojnym pięciolatkiem.
Sto lat Synku! To był dobry rok. Spokojniejszy niż pełen zmian i rewolucji czwarty rok życia. Jesteś już zaprawionym w bojach przedszkolakiem i starszym bratem. Świetnie być Twoja mamą.








czterodniowa impreza urodzinowa

$
0
0
Piąte urodziny świętowaliśmy przez cztery dni. Tak, dokładnie - CZTERY. Z czterema tortami urodzinowymi. Tak, że tak powiem, wyszło. W naszym przedszkolu wszystkie dzieci mają małą imprezę urodzinową po obiedzie i ta miała odbyć się w czwartek. Poza tym Piotrek miał kinderbal w Robotowie. Pierwotnie miał on się odbyć w niedzielę od 11 do 13, a potem planowaliśmy imprezę rodzinną by zmieścić się w dwóch dniach. Okazało się jednak, że w niedzielę w Krakowie odbywała się Wielka Parada Smoków (o niej w kolejnym poście), w której nasze przedszkole brało udział, więc urodziny przełożyliśmy na godzinę 17, bo przesuniecie na inny dzień okazało się niemożliwe, a kasa została już zapłacona. Próbowaliśmy zaprosić rodzinę tego dnia kiedy odbyć miało się przyjęcie przedszkolne po południu, ale termin ten nikomu nie pasował, rodzina więc została zaproszona na sobotę. Teść jednak z różnych względów nie chciał nas odwiedzić wtedy kiedy wszyscy i zapowiedział się na piątek. Chrzestna Piotrka też w ostatniej chwili napisała, że w sobotę wyjeżdża i odwiedziła nas w czwartek po imprezie przedszkolnej. Za  nami więc prawdziwy maraton urodzinowi. Piotrek jest przeszczęśliwy. Pozostają jeszcze szwagrowie, czyli chrzestni Piotrka. W weekend byli poza Krakowem ze względu na komunię w rodzinie szwagierki. W pełni rozumiem, choć nie rozumiem dlaczego do dziś nie zadzwonili do Piotrka żeby złożyć mu życzenia, nawet smsa nie wysłali z pytaniem o chrześniaka. Boli.


Tort numer 1 – przedszkolny i impreza w przedszkolu




Tort numer 2 - z dziadkiem, rodzicami i bratem
Odpakowywanie wymarzonego prezentu od rodziców. Porządne auto zdalnie sterowane, czerwona wyścigówka taka jak Piotrek sobie wymarzył.
Przy okazji Tomek dostał na dzień dziecka od babci psychodelicznego bączka i od chrzestnego grające autko, którym i starszy brat nie pogardził

Tort numer 3 - rodzinny.


Tomek amator truskawek i miłośnik kotów

Mały paleontolog
Tort numer 4 - w Robotowie. Świetna zabawa z kumplami z przedszkola, siostrą kumpla, synem kuzyna i dziećmi znajomych. Robili bomby, poduszkowce i kompasy.








15 WIELKA PARADA SMOKÓW Z CZTERECH STRON ŚWIATA

$
0
0

W zeszłą niedzielę nasze przedszkole brało udział w Wielkiej Paradzie Smoków organizowanej od wielu lat w Krakowie przez Teatr Groteska.
W paradzie biorą udział szkoły, przedszkola, domy kultury. Nie każdy chętny. Trzeba przedstawić projekt i zostać zaakceptowanym. Wiele instytucji to starzy wyjadacze, którzy mają elementy smoków z poprzednich lat i duże doświadczenie. Dla nas to był pierwszy raz i wszystko było nowe. Prace nad Smokiem-Szkotem trwały przez cały maj i bardzo fajnie zintegrowały przedszkolną społeczność. Każdy dołożył małą cegiełkę. Mój M razem z nauczycielkami przygotował projekt, a następnie wspólnie z mężem pani dyrektor wykonał stelaż. Wbrew pozorom to sporo pracy. Spędzili nad tym pięć wieczorów. Nauczycielki i inni rodzice tworzyli głowę, skrzydła i inne elementy smoka. Inne mamy uszyły dla chłopców z grupy starszaków stroje rycerskie, a dla zerówkowiczów spodenki i spódniczki w szkocką kratę oraz dudy. Podczas pikniku rodzinnego dzieci wykonały tarcze oraz uczył się tańczyć. Pani dyrektor strasznie się denerwowała czy uda się smoka bez szwanku przewieźć na Planty, skąd smoki miały wyruszać. Piotrek również był bardzo przejęty i skupiony. Dzielnie prowadził smoka przez godzinę Plantami, ulicą Sławkowską oraz naokoło Rynku. Na wejście na scenę nie starczyło mu już siły i nie dziwię się. Ja oraz inni rodzice szliśmy z przodu i z tylu smoka dopingując dzieci i podając im kubeczki z wodą, a pani Kasia ze stołówki dzielnie trzymała cały czas nad głową magnetofon i puszczała szkockie piosenki do tańca. Było to dla całego przedszkola naprawdę wielkie przeżycie. Nagrody wprawdzie nie zdobyliśmy (cóż konkurencja była duża), ale było warto. Na razie Smok-Szkot zamieszkał na przedszkolnym placu zabaw.
Tutaj możecie obejrzeć zdjęcia innych smoków a poniżej nasze smoczysko.















zakończenie roku w przedszkolu

$
0
0
Od września zerówka. O rany - zerówka?






dwa pomysłowe dobromiry

$
0
0




Podziwiajcie dzieło mojego męża i starszego syna. Po budowie nadal mamy sporo belek szalunkowych i innych desek i mój mąż stopniowo znajduje dla nich zastosowania, które pozwalają nam co nieco zaoszczędzić. Jak myślicie z czego zrobiony był stelaż przedszkolnego smoka na Paradzie Smoków? ;-)Ten stelaż wykonał sam z Piotrusiem. Kiedyś pisałam, że dla nas to ważne, by synowie umieli majsterkować i żadnej pracy się nie bali. Wspólnie zeszlifowali bale, pomalowali je, wymierzyli i przycięli. Teściu przyjechał pomóc przy skręcaniu, bo ktoś musiał to trzymać w pionie, a ja muszę latać za Tomkiem. Stelaż może służyć za huśtawkę, można przykryć go dużymi płachtami brezentu i powstanie domek-namiot i zamierzamy wykorzystać go również jako.... stół piknikowy. Sporo ostatnio grillujemy, a posiadamy jedynie mały dziecięcy plastikowy stoliczek i stary większy taboret. Zawsze brakuje miejsca. Przygotujemy dłuższe deski tak by można je było oprzeć na tych poprzecznych belkach i voila.
Chłopcy testują huśtawkę. Piotrek lubi, Tomek mniej (ma po tatusiu wrażliwy błędnik i choć  często pokazuje, że chce by go pohuśtać to szybko żąda wyjęcia).


urlop

$
0
0


Właśnie zaczęłam urlop. Pakuję rodzinę. W niedzielę wyruszamy na tydzień do Polańczyka. Czy czekają nas tradycyjne deszczowe wakacje czy choć raz pogoda się do nas uśmiechnie? Nie sprawdzam prognoz, nie chcę się stresować. Drugi tydzień urlopu spędzimy już w Krakowie. Będę mieć ograniczony dostęp do komputera, a z komórki i tableta pisać nie lubię, więc odezwę się po powrocie.

Article 3

$
0
0


Urlop, urlop i po urlopie. Wakacje w tym roku udały nam się idealnie. Jak to mówią jakaś sprawiedliwość na tym świecie musi być, więc po wielu deszczowych wyjazdach trafiliśmy na wspaniałą (dla nas) pogodę. Wprawdzie z Krakowa wyjeżdżaliśmy z deszczem i pierwszy dzień w Polańczyku oraz ówczesne prognozy nie nastrajały nas optymistycznie i w panice zaczynaliśmy tworzyć plan awaryjny dla dzieci na pluchę i niepogodę (w desperacji gotowi byliśmy pojechać nawet do muzeum motoryzacji w Krośnie i na kryty basen w Lesku), ale już we wtorek przejaśniło się i bieszczadzka część naszego urlopu przypadła na okres między niepogodą a upałami. Było ciepło acz nie gorąco, tak jak lubimy, a upały zaliczyliśmy na wsi u rodziny oraz już w domowym zaciszu. Były wycieczki, spacery, Starszak z tatą zaliczył wypad na szlak, czyli dużo chodzenia, a mało siedzenia nad wodą. Wprawdzie mieliśmy zamiar ze względu na dzieci więcej czasu nad Soliną spędzić, ale aura zadecydowała za nas - przez pierwsze dni było zbyt mokro, a woda zbyt zimna,  ale to bardzo dobrze, myślę, że spędziliśmy czas ciekawiej, a ja po raz kolejny przekonałam się, że plażing i grzebanie w piachu nad wodą potwornie mnie nudzą. Na plus należy zaliczyć również to, że podejrzanie miło nam się wspólnie z M spędzało czas, a to nie było tak oczywiste, bo przed urlopem zaliczyliśmy dość sporo napięć i zniechęceń. Bez fajerwerków, ale miło. Po powrocie mieliśmy zamiar uskutecznić wycieczki wokół Krakowa, ale najpierw uniemożliwił nam to upał (wtedy wszyscy ledwo zipiemy), a potem wiadomość z pracy M o zawale jego bezpośredniego szefa. M musiał awaryjnie jechać załatwiać parę spraw, więc sama organizowałam czas dzieciom (na konkretne wycieczki potrzebuję drugiej dorosłej osoby do pomocy, na ten moment nie jestem w stanie wycieczkowo ogarnąć Juniora z klasycznymi objawami buntu dwulatka, wózka i ruchliwego, dociekliwego pięciolatka tak by obaj byli zadowoleni, a jechać po to by jeden lub drugi był sfrustrowany nie ma sensu), a na weekend pojechał w góry  kolegami. Żeby nie było ja też ma obiecany taki wyjazd przed jesienią.
Tomek drogę zniósł bardzo dobrze. Bez problemu spędził 5 godzin w aucie bez klimy. Zatrzymaliśmy się tylko raz w MC na obiad. Problem był tylko z drzemkami, bo zabrałam gorszą, mniej wygodną spacerówkę (ta lepsza m uszkodzony mechanizm z tyłu, jeździ, ale może się popsuć i bałam się awarii na urlopie). Dwa razy zaliczył rwaną drzemkę w wózku i samochodzie i był dość....męczący dla otoczenia. W pozostałe dni spędzaliśmy do południa czas w ośrodku, kładłam go na drzemkę wcześniej i wyruszaliśmy na wycieczki gdy się wyspał. Piotrkowi to nie przeszkadzało, bo bawił się z kolegami, a Tomek miał dobry nastrój. Potem harcowali do 22-23 i spaliśmy do 9. Właśnie próbuję ich z powrotem przestawić na wcześniejsze zasypianie, bo w poniedziałek nie ma przebacz. O 7.20 musimy wyruszyć z domu. Jak do jeża zabieram się też do tematu odsmoczkowania Tomka, bo niestety zasypia ze smokiem. Mieliśmy zamiar zacząć podczas urlopu w Krakowie ale.... szkoda mi było wieczorów bez dzieci.
Dokładniejsza relacja z wakacji z fotosami wkrótce.

Article 2

$
0
0
Kilka lat temu już nawet nie pamiętam na jakim blogu odnośnik do bloga Ani.
Zaczęłam czytać, komentować. Zaczęłyśmy rozmawiać. Potem FB.
Potem Ania zmieniła pracę, przyjechała slużbowo do Krakowa i dwa razy udało nam się spotkać wieczorem. Było świetnie!
A w zeszły weekend wreszcie miałam okazję poznać osobiście jej bardzo inteligentnego, mądrego synka.
Aniu i Radziu to był wspaniały czas :-)


migawki z wakacji - Połonina Caryńska

$
0
0
Pierwszy bieszczadzki szlak Piotrka.
Z tatą oraz poznanym na stacji kolejki bieszczadzkiej Filipem i jego rodzicami. Według relacji M Młody trasę przeszedł profesjonalnie, równym krokiem, bez amatorskich podbiegań i umierania na postojach. Szacunek. Ja w tym czasie spacerowałam z Tomkiem w Polańczyku i grzebaliśmy w piasku. Mam nadzieję, że nie w przyszłym sezonie, ale w 2017 r. już we czwórkę na luzie wyruszymy na górskie szlaki.








.............

$
0
0


Po takich  chwilach jak wczorajsze przedpołudnie chce mi się wyć. Prawda jest taka, że choć bardzo się staram nie jestem tak dobrą mamą dla moich chłopców jak bym chciała. Kocham ich bardzo, ale czuję się rozdarta między tym uczuciem a potrzebą własnej przestrzeni.  Wiem, że obiektywnie mało czasu z nimi spędzam w porównaniu do matek, które nie pracują zawodowo na cały etat. Chwilę rano oraz czas od ok 18 do ich pójścia spać oraz weekendy. Dlatego w tygodniu bardzo rzadko gdzieś wychodzę bez dzieci. Raz na kilka miesięcy. Rzadko spędzam czas bez nich w weekendy, zazwyczaj próbuję zorganizować to tak, by wyjść solo z jednym lub drugim, bo to dla nich ważne. Czuję wyrzuty sumienia gdy krzyczy we mnie potrzeba bycia SAMEJ w kontekście tak malej ilości wspólnego czasu, ale  ta potrzeba jest. Są dni gdy nie mogę znieść bycia na ciągłym stand-by'u i choć niewdzięcznie w stosunku do tego co dało mi życie to zabrzmi nie mogę znieść tego, że ciągle ktoś coś ode m mnie chce, gwaru, rejwachu, potrącania, szturchania, popędzania. Czasem nie mogę znieść tego co kocham i tego co sama wybrałam i czuje się z tym podwójnie potwornie. No i wybucham. Wybucham gdy kilkanaście razy proszę o to samo, gdy znowu znajduję niezakręconą butelkę z wodą, choć tyle razy prosiłam by zakręcać, bo Tomek rozleje, gdy Tomek protestuje przy zmianie pieluchy, gdy się kłócą, gdy po posprzątaniu kuchni za chwile znów bosą stopą wdeptuje w coś lepkiego. Czasem zwyczajnie nie chce mi się robić śniadania, obiadu, kolacji, nie chce mi się totalnie nic. Nie lubię takich chwil, zwłaszcza w weekendy. Są wtedy takie puste i jałowe.

migawki z wakacji - Bieszczadzka Kolejka Leśna

$
0
0
Jeśli jesteś w Bieszczadach warto wybrać się w okolice Cisnej na przejażdżkę Bieszczadzką Kolejką Leśną.

Kolejka ma stare, drewniane wagony, porusza się z zawrotną prędkością 30 km/h z Majdanu do Przysłupa i z powrotem (o 10.00) oraz do Balnicy i z powrotem (o 13.00). Na stacji jest krótki postój, można kupić ciasto, owoce leśne i przetwory od lokalsów. Do Przysłupa jedzie się razem z postojem tam i z powrotem ok. 1.5H, do Balnicy dłużej. Fajna atrakcja dla dzieciaków. Tomek był bardzo zdziwiony i zaintrygowany. Garść praktycznych informacji. Bilety kupuje się na stacji w Majdanie i nie sposób się tam dodzwonić. My celowaliśmy w trasę o 13.00. na miejscu byliśmy o 12.30 i okazało się, że na parking jest długa kolejka, więc M z dziećmi czekali na wjazd , a ja popędziłam ustawić się w kolejce do kasy. Okazało się, że na 13.00 biletów już nie ma, ale jest jeszcze jeden pociąg o 15.30, którego nie ma w rozkładzie w necie, ale gdy jest duże zainteresowanie robią jeszcze jeden kurs. Na stacji na bocznicy można obejrzeć rożne lokomotywy i wagony kupić pamiątki, zjeść frytki i zapiekanki, a nieopodal nad potoczkiem jest mały plac zabaw.
Czekaliśmy na odjazd ponad 2h w zasadzie z mojej winy. Nie wiem czemu doznałam pomroczności jasnej i kiedy pani w kasie poinformowała mnie, że na 13.00 biletów już brak, ale są na 15.30  wydedukowałam, że poczekamy pół godziny a nie 2.5. Kiedy uświadomiłam sobie pomyłkę z początku miny nam zrzedły. Bilety kupione i co tu robić. W okolicy poza stacją nic nie ma (tzn. nic interesującego dla maluchów na dłuższą metę), trochę za mało czasu by pojechać do Wetliny na naleśnika giganta i z powrotem. Na szczęście Piotrek poznał na stacji przyjaciela. Filipa. Do wieczora byli nierozłączni, a kolejnego dnia, o czym pisałam, razem poszli w góry. Chłopcy świetnie razem spędzili czas, a my rozmawialiśmy na zmianę z rodzicami Filipa spacerując z Tomkiem.












migawki z wakacji - skansen w Sanoku

$
0
0
Nasza pierwsza wycieczka. Pochmurno, więc wakacje zaczęliśmy od wycieczki do skansenu w Sanoku, lekko zaniepokojeni, że zamiast gór, wody i piachu cały nas pobyt to będzie wyszukiwanie w okolicy podobnych ciekawych miejsc (nie żebyśmy nie lubili, ale.... wiecie o co chodzi).
Skansen (TU) jest zdecydowania wart odwiedzenia i można tam spędzić wiele godzin.
Przy wejściu jest ryneczek otoczony domkami, w których znajdują się poczta, remiza, apteka etc. Niestety większość domków otwierana jest jedynie gdy przechodzi zorganizowana wycieczka, można się wtedy do niej dołączyć, ale jest tłoczno, więc dzieci niewiele zobaczą. Dalej rozmieszczone są osady Bojków, Łemków, Podgórzan i Dolinian. Sporo chodzenia, nie wszędzie da się wjechać z wózkiem. Spędziliśmy tam sporo czasu, niestety przez większość wycieczki "walczyliśmy" ze śpiącym Tomkiem. Wyruszyliśmy spontanicznie w porze drzemki. Młody przespał się 20 minut w samochodzie, ale dla niego, który zwykle śpi 2-3h to zdecydowania za mało, a ja popełniłam błąd stulecia. Zamiast naszej wypłowiałej sprawdzonej w bojach inglesiny zabrałam badziewne chicco, które pożyczyli nam szwagrowie jako drugi awaryjny wózek. Inglesina jest świetna i wygodna dla dziecka, jestem pewna, ze niej Tomek spałby bez większego problemu, ale ma lekko uszkodzony mechanizm z tylu i zajeżdżamy ja do kasacji. Bałam się, że coś zepsuje się nieodwołalnie akurat podczas urlopu i zostaniemy kompletnie bez wózka. Chicco nie wypróbowałam przed wyjazdem. Używałam go owszem, ale w zeszłym roku kiedy Tomek był mały i fakt, że wózek nie jest zbyt głęboki i nie rozkłada się na płask tylko uchyla nie stanowił takiego problemu, bo nie brałam go na dłuższe spacery. W ogóle o tym nie pomyślałam. Biedny Tomek wisiał niewygodnie, nie mógł spać, płakał, marudził, przysypiał na chwilę, więc w pewnym momencie zarządziliśmy szybką ewakuację.













migawki z wakacji - Naleśnik Gigant

$
0
0


Naleśnik Gigant z jagodami to must have bieszczadzkiego urlopu.
Certyfikowani jako Bieszczadzki Produkt Lokalny i objęty ochroną Prawną w Urzędzie Patentowym wcale naleśnikiem nie jest. To rodzaj puchatego racucha smażonego w głębokim tłuszczu, słodzonego miodem. Jest przepyszny! W zamierzchłych czasach spotkać można go było jedynie w schronisku pod Małą Rawką. Z tego co wiem kucharz wpadł na jego recepturę przypadkiem, wszystkim zasmakowało i szybko stal się sławny. Mój maż jest jeszcze ze starej gwardii turystów, którzy jedli go właśnie tam w zamian za kubek uzbieranych borówek (jestem z Krakowa;-) Później w wyniku różnych przetasowań dzierżawa schroniska przeszła w inne miejsce, a kucharz przeniósł się do Chaty Wędrowca w Wetlinie. Wystąpił o ochronę prawną i zjeść można go wyłącznie tam. Zdaje sobie sprawę, że Chata Wędrowca to miejsce wyjątkowo komercyjne i tanio tam nie jest oraz nie licuje z wizerunkiem prawdziwego górskiego łazika, ale powiadam wam, dla tego jednego dania warto :-) Jako anegdotę opowiem Wam jak jadłam go po raz pierwszy. W 2009 r. w sierpniu z M wybraliśmy się w Bieszczady. M opowiedział mi o naleśniku i wiedziałam, że koniecznie chcę go spróbować, że bez tego nie wrócę do Krakowa. Po drodze zwiedzaliśmy parę miejsc i przewodnik w jednym z nich zaklinał się, że dalej jest serwowany w schronisku pod Mała Rawką, choć pojawił się również w Chacie Wędrowca. Uwierzyliśmy mu. Mieszkaliśmy w Wetlinie i mieliśmy ją pod nosem, ale pod wpływem legend o nim uparłam się, że skosztuję go właśnie tam skąd się wywodzi. M solidarnie ze mną też czekał choć ślinka mu ciekła na samo wspomnienie tych pyszności, bo akurat tak się złożyło, że do schroniska dotarliśmy ostatniego dnia naszego urlopu. Pamiętam, że był to bardzo upalny dzień i ledwo się tam dowlokłam, zmęczona i bardzo bardzo głodna ale szczęśliwa, że oto teraz zaraz czeka mnie nagroda. Na miejscu okazało się, że owszem są naleśniki, ale takiego zwykłe, tradycyjne, bo naleśnik gigant przeniósł się całkowicie do Chaty Wędrowca. Dopiero wieczorem po zejściu ze szlaku go skosztowałam. To dla nas kultowa potrawa.





migawki z wakacji - woda i piach

$
0
0
Jak w tytule. Solina, tama, stateczek, rowerki wodne i piasek.















gdy dziadki rodzą dzieci

$
0
0
Niedawno przez internet przewinęła się sprawa sześćdziesięcioletniej matki kilkumiesięcznych bliźniąt. Przy tej okazji naszła mnie pewna refleksja. Nie, nie na temat kobiet, które w tym wieku rodzą dzieci. Uważam, po prostu, że trzeba mieć nie po kolei w głowie by świadomie fundować własnemu dziecku bardzo realną perspektywę dorastania i wchodzenia w dorosłe życie w towarzystwie niedołężnego, wymagającego konkretnej pomocy rodzica oraz wczesnego sieroctwa. To jest dla mnie nienormalne i egoistyczne odwrócenie ról, pomieszanie etapów życia. Żadne opinie typu "w każdej chwili coś może nam się stać" do mnie nie przemawiają. Póki co nie żyjemy przeciętnie 100 lat a rachunek prawdopodobieństwa znamy i tego się trzymajmy.
Zastanawia mnie coś innego. Dlaczego jest dużo większe społeczne przyzwolenie na ojcostwo w tak późnym wieku?  Dlaczego głównie stare matki szokują, a siwy pomarszczony tatuś tulący niemowlaka rozczula lub wywołuje żartobliwe a nawet pełne podziwu komentarze na temat swojej świetnej kondycji. Bo małe dzieci przede wszystkim potrzebują matki? Bo mężczyźni są płodni do śmierci i widać matka natura na to pozwala? Bo ładniej, zgrabniej się starzeją? Założę się, że gdyby gruchnęła nowina, że George Clooney został tatą publika byłaby zachwycona, a przecież on jest niewiele młodszy od nieszczęsnej Barbary Sienkiewicz. Ojciec-dziadek to tak samo dużo większe prawdopodobieństwo wczesnego osierocenia dziecka, to też osoba wymagająca opieki wtedy gdy dziecko wkracza w dorosłe życie i powinno przede wszystkim skupić się na stworzeniu własnej rodziny, ojciec też jest dziecku potrzebny a może nawet im ono starsze tym bardziej. Czasy gdy chodziło o to by po prostu spłodzić jak najwięcej synów minęły.
To nie jest przecież zabawa. To nie chodzi o to by się odmłodzić i w jesieni życia w dobrej kondycji fajnie spędzić czas z maluchami. Na pewno poświęcając im dużo czasu, na pewno z większymi pokładami cierpliwości, pewnie nawet więcej radości czerpiąc z rodzicielstwa niż osoby młodsze, które lawirują łącząc je z budowaniem pozycji zawodowej ale co potem?


wracamy

$
0
0
Potrzebowałam przerwy od bloga. Niebawem jednak wrócę, bo powoli czuję, że znów mam potrzebę skrobnięcią od czasu do czasu co u nas słychać, co mnie cieszy lub gnębi.
Chcialabym trochę inaczej niż do tej pory, ale nie wyklarowało mi się jeszcze do końca jak.
Witajcie znów :-)

Article 4

$
0
0
Kilka miesięcy ciszy na blogu. Od tego wpisu minął już prawie rok. Choć do kolejnego Sylwestra zostało jeszcze trochę czuję, że czas na podsumowania.
To był trudny rok. To prawda. Jednak przede wszystkim wiele mnie on nauczył i zmienił.
Całe lato zamieszczałam w zasadzie tylko wpisy z urlopu przygotowane tuż po nim na początku lipca. Prawie nic na bieżąco, bo to był dla mnie taki czas, kiedy lepiej siedzieć cicho i za wiele nie opowiadać, bo łzy same płyną ciurkiem, a życie boli. Nie chcę do tego wracać. Wyszliśmy z tego zmęczeni, poturbowani, ale silniejsi. Daleko nam do rzygania tęczą, ale te najtrudniejsze sprawy, te które najbardziej dzielą i bolą zostały przegadane i jeśli nie naprostowane to przynajmniej na dobrej drodze ku temu. Na pewno dużo bardziej doceniam M.
Mam nadzieję, że już się tak nie pogubimy, również dlatego, że zaczęłam bardziej doceniać relację, którą M ma z naszymi synami. Że jest dla nich naprawdę fajnym tatą.
Przed nami niełatwy czas, przede wszystkim finansowo. Jeśli myśleliśmy, że zaciskamy pasa i żyjemy z dnia na dzień to chyba dopiero w przyszłym roku dotrze to do nas tak naprawdę. Liczę, że te parę miesięcy rozmów takich do bólu szczerych pozwoli nam ten czas przetrwać w dobrej kondycji psychicznej.
Ten rok nauczył mnie, że nic w życiu nie jest stałe. Niby banalne prawda? Pojawiły się nowe, bliskie, fajne osoby. Inne jednak odeszły. Jakiś czas temu odeszła bliska mi osoba. Powodów jest wiele i ogrom mojej winy i czas pokaże, czy będziemy mieć jeszcze w przyszłości jakikolwiek kontakt, czy jedynie nasza relacja się zmieni. Na pewno coś się bezpowrotnie skończyło. Boli, ale nie tak bardzo jak sądziłam, że będzie boleć i nie w taki sposób jak mogłabym przypuszczać (co w sumie jest dla mnie niemałym zaskoczeniem), po części dlatego, że przedefiniowałam na nowo priorytety i przemyślałam swoje granice. Myślę, że tak po prostu musiało się stać.
Wiem, że to wszystko dość chaotycznie brzmi.
Wiele razy dostałam po głowie za szczerość i w wirtualu i w realu. Trudno. Myślałam o tym i wiem, że pisanie inaczej niż szczerze nie ma dla mnie sensu. Blog będący fotoreportażem z kolejnych weekendów zaczął mnie nudzić i męczyć, stad coraz rzadsze wpisy i dłuższa przerwa.  Dlatego będzie szczerze o tym co czuję w danym momencie.
Dziś czuję: wdzięczność i zmęczenie.

Article 3

$
0
0
Na razie walczymy z wrednym wirusem. Walczy Piotrek, walczę (chyba) ja i miejmy nadzieję, że resztę rodziny ominie. Straszne dziadostwo. Najpierw przez jedną dobę wymioty, potem osłabienie - myślałam, że zwykłe zatrucie lub lajtowy rota. Sobota zupełnie normalnie, a od niedzieli mega osłabienie i gorączka. Osłuch OK, gardło OK, uszy OK, mocz OK, a Piotr cały czas praktycznie śpi budząc się na szczęście na picie i małe przekąski. Narzeka jedynie na ból głowy. Niestety ominą go jasełka w przedszkolu :-(
My zaś rodzicielski standardzik, czyli urlopy, opieki i lawirowanie tak by i dzieci w domu same nie zostały i pracy nie zawalić. Ja jestem słaba jak kot, ale ponieważ L4 od dzieci nie istnieje staram się nie zwracać na to uwagi i funkcjonować normalnie ;-) I oby to dziadostwo się od nas odczepiło do Świąt!!!!!!!!!!!!!!!

Article 2

$
0
0
Niech się ten rok już skończy....
Szlag trafił świąteczna atmosferę
W zeszłym tygodniu najpierw rozłożył się Piotrek. M wziął opiekę na tydzień bym mogła chodzić do pracy, ale skończyło się na tym, że musiał zająć się całą naszą trojką, bo dopadło mnie regularne grypsko. Takie z gorączką 40 stopni i bólem wszystkiego. Cud, że Tomek się nie zaraził, za to idą mu wszystkie piątki i tak go to wszystko boli (lub tak się and sobą użala), że już dwa razy byłam z nim u lekarza bo już sama nie byłam pewna czy to dziąsła, czy coś niefajnego w gardle. W weekend wyszliśmy na prostą i miałam w poniedziałek iść do pracy nadrobić tygodniowe zaległości, ale rozchorowała się moja mama i musiałam jednak wykorzystać L4 do końca i zostać z Tomkiem. Dziś w końcu dotarłam do biura z mocnym postanowieniem ogarnięcia wszystkiego. Piotrek w przedszkolu, Tomek u teściowej, herbatka, ciasteczko, szybki rzut oka na kont a tutaj... WTF! Okradziono mnie. Wczoraj ktoś późnym wieczorem płacił moją kartą kredytową obciążając ją na ponad 2500 PLN. Nerwy stres, telefony do banku, zastrzegiwanie karty, reklamacje, jazda na drugi koniec Krakowa na policję w celu zgłoszenia dokonania przestępstwa, ponadgodzinne zeznania.
Strasznie pechowy ten rok. Niech już się kończy. Niech idzie precz, bo mam już dość. Staram się nie myśleć o tym, że w drodze z policji do pracy tak jakby biegi nie wchodziły mi jak trzeba... Tak mi się tylko wydawało, prawda? Prawda?????
Jestem potwornie zmęczona psychicznie.

Najlepszego!

$
0
0
Kochani. Życzę sobie Wam aby Rok 2016 był lepszy od poprzedniego. Tylko tyle i aż tyle.
I żebym w końcu dała rade częściej pisać. Póki co Tomek zostawia mi wieczorem marną godzinę przed północą na.... wszystko.

Article 0

$
0
0
Nauczona zeszłorocznym doświadczeniem bardzo uważałam w Sylwestra i Nowy Rok. Minęły spokojnie, co daje nadzieję na przyszłość. Aktualnie jesteśmy zdrowi i funkcjonujemy w codziennych trybikach i tego się trzymajmy.
W przyszłym tygodniu wizyta z Tomkiem u optometryka. Zaczyna mnie na serio niepokoić jego fajtłapowatość. Często  się przewraca, potyka, ciągle uderza o coś głową. Może to kwestia problemów ze wzrokiem? Pole widzenia? Trójwymiar? Nie wiem, trzeba sprawdzić. Jeśli Młodzież w ogóle będzie skłonna współpracować podczas badania, bo z tym ostatnio kiepsko. Przebadamy też Piotrka.Wspominał ostatnio, że mu literki skaczą gdy czyta.
Dziś dowiedziałam się, że kurs, na który miał iść M zimą został przełożony na wiosnę. Chyba dobrze, bo jednak łatwiej spędzać solo weekendy z dziećmi gdy jest ciepło i można spacerować niż zimą głównie w domu, choć nie ukrywam, że liczyłam na wyjścia solo na rower z jednym albo drugim od wiosny. Może Tomek przekona się do rowerka biegowego, ale do tego trzeba mojej cierpliwości i uwagi, a o to trudno gdy Starszy znika gdzieś na horyzoncie na swoim pojeździe.
Cały czas wisi nad nami trudna sprawa wiążąca sie z zapłatą bardzo dużej sumy. Trwają próby polubownego jej mniejszenia z pomoca prawnika. Oby do przodu.
Po nowelizacji ustawy Piotrek jednak nie idzie od września do szkoły, co zapewne dla niego będzie z korzyścią. Tomek idzie od września GDZIEŚ, jeszcze nie wiemy do końca gdzie ale o tym w osobnym poście, co dla nas oznacza 12 miesięcy podwójnego czesnego.
W Krakowie sypie śnieg. Jutro Trzech Króli. Wolne. Czas chyba wyjąć sanki.

Article 2

$
0
0
Znów cisza na blogu. Chciałabym wrócić do regularnych wpisów, ale nie mam pojęcia jak to zrobić. Ktoś mi powie jak rozciągnąć dobę? Tomek nadal ma problemy z zasypianiem i wieczornym wyciszaniem. Częściowo (ale tylko częściowo) składam to na karb długich drzemek w ciągu dnia, ale na to wpływu nie mam. Babcie będą go kłaść i nie będą go budzić, bo to dla nich czas odpoczynku i godzę się z tym. Od września Młody pójdzie do przedszkola i mam nadzieję, że zacznie łatwiej usypiać. Na razie to walka co wieczór. Starszy po czytaniu i chwili drapania po plecach odpływa, a z Młodszym leżę godzinę albo i dłużej podczas gdy on na zmianę przytula się do mnie, odpycha, przysypia, gada, śpiewa i rzuca się. Często przysypiam razem z nim. Wychodzę z jego pokoju po 22 i wtedy mogę robić, hmmmm, wszystko tzn np. coś zjeść, umyć się, dom ogarnąć. Dla siebie, dla męża czasu notorycznie brakuje. Żyję jednak nadzieją, że to się kiedyś skończy.
Poza tym Tomuś powoli, powoli zaczyna się rozgadywać. Składa pierwsze zdania, jeszcze bardzo niewyraźnie, ale idziemy w fajnym kierunku. Piotr przechodzi etap fascynacji chemią, mikroskopem i pytań metafizycznych.
Ostatni weekend stycznia spędziliśmy na nartach w Ząbie. Mój wujek zna tam bardzo tanią kwaterę. Udało się dograć wszystkie elementy układanki, z których najważniejsze były możliwości i chęć babć by zająć się Tomkiem przez 3 dni, bo wyjazd z nim na narty tak jakby wykluczał możliwość nauczenia się tej sztuki przez nas, a taki był cel. Drugi zaś cel to, nie ukrywam, odpocząć od podwójnego rodzicielstwa. Z jednym dzieckiem to dla nas relaks. Piotrek w zeszłym roku był z tatą raz w szkółce narciarskiej i zaliczył 3-godzinny kurs, M jeździł na nartach trochę w liceum, zaś ja 30 stycznia pierwszy raz w ogóle miałam je na nogach. Efekty? Piotrek radzi sobie świetnie i nie potrzebuje już instruktora (choć i tak opłaciliśmy na zasadzie opieki do niego byśmy my mogli się uczyć), M śmiga całkiem sprawnie a ja.... no cóż :-) Na pewno towarzystwo nieźle się ubawiło obserwując moje poczynania. Drugiego dnia miałam lekki kryzys, bo zamarzł sztuczny śnieg i czułam się znacznie mniej pewnie niż dnia poprzedniego, ale w poniedziałek na koniec udało mi się dwa razy zjechać nie trzymając się instruktora. Jestem więc z siebie potwornie dumna. Może jeszcze w tym sezonie uda się M wziąć jeden dzień wolnego i pojechać z Piotrkiem chociażby do Sieprawia.
Ja osobiście duchem jestem już w wiośnie. Dom mniej więcej wysprzątany i czekam w blokach startowych by móc rozpocząć moje rytualne wiosenne mycie okien.

bo ja wolę starsze dzieci

$
0
0


Niedawno w necie natknęłam się na artykuł, który z powodzeniem mogę odnieść do mnie.KLIK

Kocham moje dzieci, ale często czuję się znużona, przytłoczona tym najwcześniejszym etapem macierzyństwa. Zdecydowanie bliżej mi do tej drugiej mamy, która wypowiada się w artykule.  Mówiąc wprost dużo lepiej odnajduję się w roli mamy przedszkolaka, dziecka, z którym mogę porozumieć się werbalnie, dziecka, które nie wymaga już tylu zabiegów pielęgnacyjnych, jest już trochę samodzielne. No niestety tak mam. Nie jestem typem kobiety, która rozczula się nad małymi łapkami i z lubością spędza godziny na przytulaniu się z maluchem czy tarzaniu się z nim po podłodze.  Zabawy z małymi dziećmi są nudne. Co nie oznacza, ze tego nie robiłam i nie robię. Owszem, ale na dłuższą metę mnie to nuży i nudzi.  Być może ma to związek z faktem, że moje dzieci późno zaczynały mówić. Piotrek na serio rozkręcił się gdy miał już dwa i pół roku, Tomek ma 2 lata i 4 miesiące i mówić zaczyna, ale to dopiero początki. Pamiętam jak odetchnęłam gdy Piotr skończył 3 lata i zrobiło się …naprawdę fajnie J Dla mnie. Ciekawie, mniej męcząco fizycznie. Pamiętam i nie ukrywam, że czekam aż Tomek też dojdzie do tego wieku. Nie ukrywam, że jestem zmęczona pieluchami, wózkami, buntami dwulatka (tak wiem, są kolejne skoki i już kilka przeszliśmy z Piotrkiem jednak upieram się, że z tymi kolejnymi łatwiej i lepiej sobie oboje radzimy). Kończy się zima. Szósta z rzędu gdy w domu jest małe dziecko. Sześć sezonów wciskania zimowych butów lub kombinezonów, kombinowania gdzie znaleźć ciepłe miejsce na spacerze by zmienić pieluchę z grubszą sprawa, jazdy wózkiem po śniegu czy błocie. Nie lubię i koniec. A za rok – za rok będzie już pięknie. W domu 6-cio i 3-latek, taki z którym można normalnie porozmawiać, wytłumaczyć pewne sprawy, którego nie trzeba podnosić. Jestem zmęczona. Jestem pierońsko fizycznie i psychicznie zmęczona po tych prawie 6 latach  - nie lubię tego słowa – odchowywania maluchów. Oczywiście wiem, że im dalej w las tym więcej tematów, przedsmak mieliśmy już przy okazji debat na temat zerówki lub szkoły dla Piotra ale mimo wszystko nie czuję żalu, że ten etap życia już prawie za mną. Czuję dumę i satysfakcję, że dałam radę i moim zdaniem całkiem dobrze dałam radę mimo, że nie jestem do tego stworzona. Jestem dumna patrząc na to jakim świetnym pięciolatkiem jest mój starszy syn i wiem, że już niebawem będę miała w domu kolejnego super przedszkolaka.
 Trzeciego dziecka nie będzie na pewno, czuję, że nasza rodzina jest absolutnie pełna i wiem, po prostu wiem, że nie dałabym rady dobrze wypełnić roli mamy trzeciego malucha. Czuję, że jadę resztką sił na rezerwie i potrzebuję psychicznego oddechu a taki łapię przy starszych dzieciakach. No może gdybym miała ze dwie nianie, panią do sprzątania i kucharkę… Żartuję. Nie absolutnie nie.
W kolejnym poście mam zamiar z perspektywy tych 2 lat i 4 miesięcy podwójnego mamowania opisać jakie są plusy i minusy takiej różnicy wieku jaka jest między moimi synami, wszystko w kontekście tego, że jestem typem „cognitive phase mother”.

3 i pół roku różnicy wikeu między dziećmi - plusy i minusy

$
0
0


Między moimi dziećmi jest 3 i pół roku różnicy.  Jakie moim zdaniem są plusy i minusy takiej sytuacji? Oto moja subiektywna ocena. Pamiętajcie, że piszę z perspektywy mamy:
Która uważa oporządzanie małego dziecka za dość męczącą i nużącą sprawą (vide poprzedni post)
Która zdecydowanie lepiej odnajduje się w roli mamy przedszkolaka
Która na każdy spacer musi dojechać samochodem ze względu na warunki mieszkaniowe (nie mam możliwości wsadzić malucha do chusty i wyskoczyć po bułki do piekarni na szybko)
Która strasznie nie lubi być zależna od drugiej dorosłej osoby w codziennych sprawach i która z różnych względów bardzo często musiała i musi radzić sobie sama z dwójką dzieci (spacery, wizyty u lekarza etc).
Która nie lubi siedzieć za długo zamknięta w czterech ścianach z dzieciakami
Której młodsze dziecko zwyczajnie nie toleruje nosidła
Która ma dwie znajome mamy synów z taką samą różnicą wieku, ale starszych, więc mam pewne pojęcie na temat tego jak będą wyglądały nasze kolejne 2-3 lata razem
KTÓRA PODZIWIA WSZYSTKIE MAMY Z WIĘKSZĄ ILOŚCIĄ MALUCHÓW NA STANIE I/LUB Z MNIEJSZĄ RÓŻNICĄ WIEKU )))))))))))))))


PLUSY

Starsze dziecko jest już komunikatywne i w miarę samodzielne na etapie drugiej ciąży. Mogłam spokojnie Piotrka przygotować na zmiany, które zajdą w naszym życiu. Czytaliśmy książki na ten temat, rozmawialiśmy. Pojawienie się brata nie było dla niego zaskoczeniem i na pewno ciąża była dla niego mniejszą abstrakcją niż dla dziecka młodszego.  Kiedy leżałam w szpitalu tęsknił, ale wiedział co się dzieje, był przygotowany na to, że to może potrwać kilka dni, mogliśmy porozmawiać przez telefon.

Mamy już za sobą etap buntu dwulatka na etapie drugiej ciąży. Wiem rzecz jasna, że nie wszystkie dzieci przechodzą go tak ostro jak Piotr (chociażby Tomek), ale tego nigdy nie przewidzimy… Ja w każdym razie nie wspominam miło tego etapu w życiu mojego starszego syna i na samą myśl, że miałabym to przechodzić w drugiej ciąży lub co gorsza z niemowlakiem w domu skóra mi cierpnie.
Starsze dziecko jest już w miarę samodzielne, samoobsługowe i rozumne. Odpada temat podwójnego pieluchowania, wózków rok po roku. Nie musiałam w ciąży starszego nosić, podnosić, biegać za nim. Mogłam iść z nim sama na spacer z rowerkiem biegowym, bo jeździł już bezpiecznie i mogłam mu zaufać, że zatrzyma się przed przejściem dla pieszych, że nie oddali się za bardzo. Rok wcześniej po prostu za nim biegałam, więc na takim spacerze musiałaby nam towarzyszyć druga osoba. Nie mówiąc o zwiewaniu na ulice i tego typu sprawach. Mieliśmy podstawkę dla starszaka do wózka, ale nie użyliśmy jej ani razu. Czasem w pierwszych miesiącach życia Tomka Piotr przysiadał na przedniej części stelaża od wózka gdy zamiast gondoli wpięty był fotelik. Piotr był już na tyle duży, że rozumiał, że mama musi chwile poleżeć i godził się na stacjonarne zabawy, sam korzystał z toalety, sam jadł. To było duże ułatwienie także później gdy brat się urodził i spędzałam sporo czasu karmiąc go i usypiając a byłam sama z dziećmi w domu. Piotr owszem bywał niezadowolony, czasem trochę „przeszkadzał”, ale generalnie mogłam się z nim umówić, że teraz poogląda bajkę a mama w tym czasie położy się z bratem i spróbuje go uśpić, a potem razem się pobawimy. Nie potrzebował mnie już non stop. Dużo mniej rozdwajania się, stresu i frustracji niż w przypadku dzieci z mniejszą różnicą wieku jak sądzę.

Różnica wieku jest na tyle jeszcze mała, że chłopcy coraz częściej i fajniej bawią się razem. Na ten etap trzeba było chwilę poczekać. Niemowlak nie był dla Piotrka zbyt interesujący, a ledwo chodzący i niewiele mówiąc szkrab raczej go irytował. Teraz jednak kiedy Tomek ma już ponad 2 lata coraz częściej obserwuję, że Piotr zaczyna traktować go jak pełnoprawnego partnera do zabawy. Wiem też z obserwacji dzieci moich znajomych, że za rok czy dwa w zasadzie przestanę być im potrzebna do zabawy. Bawią się, kłócą, czasem szturchną, ale Młodszy za chwile szuka brata, a Starszy zaczepia młodszego braciszka zapraszając do wspólnych szaleństw.  Kiedy Piotrka odwiedzają koledzy to już w ogóle jest euforia i szaleństwo. Tomek jest przeszczęśliwy. Problemy pojawiają się przy zajęciach wymagających precyzji typu budowanie z małego Lego, malowanie, rysowanie, wycinanie, w których młodszy pragnie uczestniczyć, a nie za bardzo mu wychodzi i często niszczy prace brata.
Dzięki temu, że jeszcze muszę często towarzyszyć Piotrkowi na wielu zajęciach to Tomek siłą rzeczy nam towarzyszy, obserwuje i z pewnością wiele chłonie. Można powiedzieć, że ma chyba ciekawsze życie niż brat ;-)

Starsze dziecko jest już na tyle duże, że naprawdę może namacalnie pomóc w opiece nad młodszym (bez przesady rzecz jasna i bez zmuszania ). Piotrek rozbiera Tomka do kąpieli, przygotowuje mu szczoteczkę z pastą. Ubiera mu buty. Dla niego to frajda i powód do domy, a dla mnie pomoc.
Starszy brat jest autorytetem i góry dla młodszego, a jednocześnie nie jest jeszcze takim dorosłym bratem, to jest jednocześnie kompan do zabawy, o czym wspomniałam wcześniej. Mój maż ma brata o 8 lat młodszego i z jego opowieści wynika, ze gdy szwagier chodził do liceum to de facto żyli obok siebie jak dwaj jedynacy. Nie wiem jak będzie u nas, ale mam nadzieję, że relacja ta będzie bliższa, choć na pewno nie tak bliska jak mają dzieci rok po roku.

Młodszy nosi ciuchy po starszym. Jeszcze nie zdążyłam się ich pozbyć. Mam nadzieję, że młodszy jeszcze długo nie będzie protestował z tego powodu, w końcu nie dostaje ich prosto z grzbietu starszego, tylko jakiś czas leżą odłożone czekając na swój czas, więc to prawie jak coś nowego. Jak na razie młodszy naturalnie przejmuje tez po starszym zabawki. W momencie gdy do nich dorasta dla Piotrka i tak nie są już interesujące i raczej bez problemów je oddaje. Nie dotyczy to resoraków oraz torów kolejowych, a także przedmiotów o wartości sentymentalnej(kołderka niemowlęca).

MINUSY
Choroby. Przy takiej różnicy wieku pojawienie się młodszego dziecka w rodzinie zazwyczaj zbiega się z rozpoczęciem przez starsze przedszkola, a wszyscy wiemy z czym to się wiąże. Tomek sporo chorował przez pierwszy rok życia, a zwłaszcza pierwsze pół roku. Chociażby zapalenie płuc w wieku 5 tygodni i szpital. Wszystko łapał od brata. Z drugiej strony jednak podobno młodsze dzieci już trochę zahartowane przez zarazy przynoszone do domu przez starsze rodzeństwo sama nie chorują aż tak bardzo gdy same idą do placówki. O tym przekonam się jesienią.

W zasadzie główny minus wiąże się z ograniczeniami natury logistycznej, które są naturalną konsekwencją pierwszych 2-3 lat życia dziecka oraz tego, że starsze jeszcze wymaga nadzoru i pojawiają się głownie w sytuacjach gdy jestem z dziećmi sama. Oraz związane z różnymi potrzebami dzieci wynikającymi z tego samego. Takie prozaiczne kwestie jak na przykład spacery w zeszłym roku. Piotrek chciał jeździć na rowerze, a Tomek wolał plac zabaw. Z tego powodu najczęściej chodziłam z nimi na jedno osiedle, bo tam mogłam towarzyszyć Tomkowi na piaskownicy czy huśtawce, a Piotr znał dobrze okoliczne ścieżki i jeździł naokoło tak że nie ginął mi z oczu. Inaczej bywało ciężko, bo Tomek złościł się gdy zbyt długo musiał podążać za bratem w wózku, a Piotrek był sfrustrowany, że nie może skorzystać z rowera tyle ile by chciał. Gdyby różnica wieku była większa byłoby łatwiej. Piotrek miałby telefon, mogłabym do niego zadzwonić, zapytać się gdzie jest, pozwolić mu na więcej, a Tomek więcej czasu spędziłby na placu zabaw, który bardzo lubi. Na pewno krócej na nim przebywa niż Piotr. W tym roku Tomek zaczyna jeździć na laufradzie i już mieliśmy z mężem przedsmak na jednym spacerze. On dreptał krok za kroczkiem, na razie powoli, co chwilę zatrzymując się by zadzwonić dzwonkiem podczas gdy Piotr z tatą byli już hen daleko. Prawdę powiedziawszy nie mam jeszcze pomysłu jak rozwiązać ten temat na spacerach solo z dziećmi tak by oboje skorzystali z pogody i rowerów. Pewnie skończy się na sezonie jazdy po wyżej wspomnianym osiedlu lub spacerach na zmianę z jednym lub drugim rowerem. W każdym razie tak to wygląda i wiem od znajomych, że jeszcze ten rok będzie dość męczący pod tym względem, ale już 2017 gdy Tomek będzie miał skończone 3 lata będzie luźniejszy, wiec damy radę.
Jak wspomniałam chłopcy bawią się razem, ale mają jeszcze różne potrzeby i rożne możliwości. Trochę frustrujące jest dla mnie, że bardzo często nie jestem w stanie sama skorzystać z wielu możliwości fajnego spędzenia z nimi czasu w dużym mieście bez pomocy drugiej osoby. Mój mąż sporo pracuje w weekendy, teraz w ogóle w weekendy nie ma go w domu bo ma kurs i to znacznie zawęża spektrum naszych możliwości. Nie pójdę z Piotrkiem do kina, bo Tomek jest na to jeszcze za mały. Nie pójdę z nimi sama na basen, bo Piotrek wymaga jeszcze pomocy i asekuracji, a Tomek tym bardziej, a ja mam tylko jedną parę rąk.  Wyjazd na narty był możliwy, bo Tomek został z babciami. Tomek jeszcze nie nadaje się na długie piesze wycieczki, potrzebuje odpoczynku, a przede wszystkim drzemie w dzień, więc by wybrać się na wycieczkę  np. do jakieś dolinki podkrakowskiej muszę wybierać te, które są przejezdne dla wózka, a to znacznie zawęża wybór. Są zajęcia dla maluszków, ale na nich Piotr się nudzi. Czasem chodzimy z Tomkiem, a Piotrek w tym czasie ogląda w kącie bajkę na tablecie albo układa puzzle, ale zachwycony nie jest. W zeszłym tygodniu w sobotę byłam z Tomkiem na Smykowym Graniu (koncerty dla dzieci do lat 3) tylko dzięki temu, że babcia w tym czasie mogła zaopiekować się Piotrkiem. Na szczęście mieszkamy w dużym mieście i jeśli poszperać można przy odrobinie szczęścia znaleźć zimą ciekawe opcje w Krakowie, interesujące dla Piotrka gdzie albo mogę zostawić go z animatorami na jakiś czas, a w tym czasie zabrać Tomka na spacer, albo Tomek przygląda się z boku bawiąc po swojemu.  Trzeba poszperać. Babci o pomoc w weekendy gdy jestem sama staram się nie prosić, robię to sporadycznie gdy mam sytuacje podbramkową, bo są zmęczone opieką and Tomkiem w tygodniu

Moje fizyczne zmęczenie. W zasadzie ledwo wyszłam z etapu pieluch, buntu dwulatka i wózków zaszłam w drugą ciążę i mój organizm wyraźnie daje mi znać, że potrzebuje odpoczynku, że te 6 lat wysiłku fizycznego, dźwigania, schylania się to było dla mnie jednak dużo. Nie miałam przerwy na regenerację sił. Tym bardziej podziwiam mamy bliźniaków albo  dzieci z mniejszą różnicą wieku – szacun.

Generalnie jestem zadowolona, że podjęliśmy decyzję o drugim dziecku akurat wtedy, nie wcześniej i nie później. Wygląda na to, że chłopcy wyrastają na kumpli i spędzą dzieciństwo razem, a nie obok siebie i to jest w sumie dla mnie najważniejsze.

POMÓŻMY

$
0
0
Zwracam się do Was z prośbą o pomoc Emilkowi, chłopczykowi z poważną wadą serca, którego jedyną szansą na życie jest operacja w USA i na która rodzice muszą do końca lutego wpłacić ogromną zaliczkę. W przeciwnym razie nie uda się jej przeprowadzić w takim terminie by chłopiec przeżył. Bez operacji ma nikłe szanse dożyć września. Moja koleżanka z pracy zna tę rodzinę osobiście. Sprawa jest bardzo pilna, dlatego jeśli możecie proszę udostępniajcie info - tylko od razu w nagłówku wpiszcie, że nie chodzi o 1% podatku, tylko o pomoc teraz zaraz natychmiast, nie ma czasu na zbieranie 1% podatku

https://www.siepomaga.pl/emil